Szybko myślący personel Samoa pomogło uratować życie dziesiątkom turystów, gdy uderzyło tsunami, mówi premier Nowej Zelandii John Key.
Co najmniej 176 osób – w tym siedmiu Nowozelandczyków i pięciu Australijczyków – zginęło, gdy gigantyczna fala uderzyła w południowe wybrzeże Samoa w zeszłym tygodniu.
Key, który w sobotę odwiedził zdewastowane tereny, powiedział, że trzęsienie ziemi, które spowodowało tsunami, wstrząsnęło kurortem Sinalei na około trzy minuty.
„Nie mieli rady na temat tsunami, ale zauważyli, że fale i woda cofają się” – powiedział na konferencji prasowej.
„Natychmiast wyciągali ludzi ze swoich chat (chałup) do tego stopnia, że faktycznie pukali, a następnie wyłamywali drzwi niektórych z nich.
„Wciągnęli tych ludzi na wzgórze iw ciągu kilku minut ośrodek został zmyty.
„Gdyby nie działali tak szybko, myślę, że zabito by dziesiątki więcej Nowozelandczyków”.
W tym czasie w ośrodku przebywało 38 osób, w większości Nowozelandczycy.
Oficjalna liczba ofiar śmiertelnych na Samoa i Tonga wyniosła 135, z 310 ofiarami, powiedział Key.
Liczba nowozelandzkich potwierdzonych zgonów wynosiła siedem, z jednym zaginionym dzieckiem, prawdopodobnie martwym, powiedział.
Nowa Zelandia miała teraz na Samoa 160 personelu wojskowego i medycznego.
Specjaliści od chorób zakaźnych również wyjechali w poniedziałek rano, a doradcy ds. żałoby również byli w drodze.
Key powiedział, że rząd Nowej Zelandii wkrótce omówi zakres przyszłej pomocy finansowej dla Samoa i Tonga.
„Mamy budżet pomocy w wysokości około 500 milionów dolarów nowozelandzkich (415 milionów dolarów)… w ramach tego jest mnóstwo możliwości jednorazowej pomocy w nagłych wypadkach i stąd to będzie pochodzić.
„Mamy ogromne zaufanie do sposobu, w jaki Samoańczycy i Tongańczycy radzą sobie z sytuacją.
„Mamy prawdziwe przekonanie, że jeśli włożymy do systemu gotówkę z Nowej Zelandii, będą mogli upewnić się, że jest skutecznie zarządzany”.