Al-Kaida może przewyższać liczbę turystów w mitycznej krainie Jemenu

MARIB, Jemen — W jemeńskim regionie Marib, stolicy mitycznego królestwa królowej Saby, wyznawcy Al-Kaidy mogą obecnie znacznie przewyższać liczebnie turystów.

MARIB, Jemen — W jemeńskim regionie Marib, stolicy mitycznego królestwa królowej Saby, wyznawcy Al-Kaidy mogą obecnie znacznie przewyższać liczebnie turystów.

Droga łącząca stolicę Sanaę z Maribem, 170-kilometrowa (około 105 mil) na wschód, jest usiana 17 wojskowymi i policyjnymi posterunkami kontrolnymi, co odzwierciedla tragiczny stan bezpieczeństwa w zubożałym kraju Półwyspu Arabskiego.

Groźba ataków ze strony odmłodzonej lokalnej Al-Kaidy i ryzyko porwań przez lokalnych plemion próbujących wymusić ustępstwa od rządu zmusiły ludzi Zachodu, którzy chcą podróżować poza Sanaa w celu uzyskania zezwoleń – i eskorty sił bezpieczeństwa.

Obawy wzrosły również w stolicy, po tym, jak we wrześniu ubiegłego roku ambasada USA została zaatakowana w wyniku dwusamochodowego ataku bombowego ogłoszonego przez Al-Kaidę, w którym zginęło 19 osób, w tym siedmiu napastników.

Niektóre zachodnie ambasady są teraz ukryte za pięciometrowymi (16 stóp) ścianami wybuchowymi, a niektórzy dyplomaci twierdzą, że wierzą, że w Jemenie napływają „terroryści”.

W styczniu lokalny oddział Al-Kaidy ogłosił w nagraniu wideo zamieszczonym w Internecie połączenie oddziałów saudyjskich i jemeńskich w „Al-Kaidę na Półwyspie Arabskim”, kierowanego przez Jemeńskiego Nassera al-Wahaishiego.

Eksperci twierdzą, że fakt, iż bojownicy saudyjscy zobowiązali się do lojalności wobec oddziału jemeńskiego, potwierdza, że ​​sekcja saudyjska została praktycznie zlikwidowana.

Niektóre zachodnie firmy i instytucje z siedzibą w Jemenie przeniosły pracowników i ich rodziny z kraju po serii ataków, do których dochodził lokalny oddział Al-Kaidy.

W styczniu 2008 roku we wschodnim Jemenie zastrzelono dwóch belgijskich turystów wraz z lokalnym przewodnikiem i kierowcą. Dwa miesiące później ambasada USA była celem ostrzału moździerzowego, który chybił i uderzył w szkołę, zabijając dwie osoby.

W kwietniu 2008 r. w kompleks willi zamieszkałych przez amerykańskich ekspertów od ropy naftowej w Sanie został trafiony rakietami, aw tym samym miesiącu zaatakowano również włoską ambasadę. Później przeniesiono go w mniej eksponowane miejsce.

Również w kwietniu ubiegłego roku francuska grupa naftowa Total, zaangażowana w projekty związane z ropą i skroplonym gazem w Jemenie, zdecydowała się na repatriację rodzin swoich pracowników.

A w lipcu Paryż ogłosił zamknięcie francuskiej szkoły w Sanaa i na wszelki wypadek nakazał rodzinom pracowników rządu francuskiego odejście.

„To była kumulacja rzeczy” – powiedział Joel Fort, dyrektor generalny Jemenu LNG, w którym Total jest głównym udziałowcem.

Eksperci uważają, że Al-Kaida znalazła drugie życie w Jemenie – rodzinnym domu założyciela grupy Osamy bin Ladena – po pozornej eliminacji w sąsiedniej Arabii Saudyjskiej.

„Każda wskazówka wskazuje w tym kierunku” – mówi jeden z dyplomatów z Sanaa, który, podobnie jak inni, z którymi rozmawiała AFP, prosił, by nie być identyfikowanym.

Inny dyplomata powiedział: „Jest prawie pewne, że w Jemenie następuje napływ terrorystów. Terroryści wygnani z Afganistanu lub gdzie indziej mają tendencję do szukania schronienia tutaj i znalezienia, jeśli nie sanktuarium, to przynajmniej miejsca do ukrycia się”.

Jemen jest idealną kryjówką dla terrorystów, dzięki nierównym, górzystym terenom obejmującym duże połacie kraju i quasi niezdolności rządu do kontrolowania rozległych obszarów plemiennych na wschodzie.

Władze przyznają, że bojownicy Al-Kaidy mogą ukrywać się w prowincjach na wschód od Sany, takich jak Al-Jawf, Marib, Shabwa, Ataq czy Hadramawt.

W lutym prezydent Ali Abdullah Saleh odwiedził Marib, aby zaapelować do plemion, by nie wspierały Al-Kaidy, podczas podróży podkreślającej obawy rządu.

Jednak niektórzy ludzie z Zachodu uważają, że sytuacja ustabilizowała się od ostatniego wrześniowego ataku na ambasadę USA.

„W ciągu ostatnich miesięcy sytuacja była, może nie doskonała, ale ustabilizowała się” – powiedział oficjalny Fort Jemenu LNG.

Dyplomata z Sanaa zgodził się.

„Niektórzy wymieniają Kabul, Bagdad i Sanaa w tej samej kategorii. Ale jeszcze nas tam nie ma. Trzeba mieć rozsądne podejście” – powiedział.

Niewielu turystów odwiedza Jemen, prawdopodobnie bardziej zniechęconych porwaniami ludzi Zachodu przez potężne plemiona, które następnie wykorzystują je jako kartę przetargową z władzami, a nie groźbę ataków „terrorystycznych”.

Porwani są na ogół uwalniani bez szwanku.

Włoski turysta Pio Fausto Tomada, lat 60, jest jednym z nielicznych, którzy odwiedzają Jemen.

„Zdecydowanie się nie boję” – powiedział z uśmiechem, czekając na schodach hotelu Sanaa, by dołączyć do grupy wiekowych włoskich turystów na wycieczce pod silną ochroną.

W Maribie turyści są rzadkością od czasu zamachu bombowego w lipcu 2007 roku, w którym zginęło ośmiu hiszpańskich urlopowiczów i dwóch jemeńskich kierowców.

Atak miał miejsce przy wejściu do Mahram Bilqis, starożytnej świątyni o owalnym kształcie, która według legendy należała do biblijnej królowej Saby.

Ali Ahmad Musallah, od 12 lat strażnik na miejscu, który zarabia skromne 20,000 100 jemeńskich riali (2007 dolarów) miesięcznie, dobrze pamięta atak z XNUMX roku, w którym powiedział, że jedno z jego dzieci zostało ranne.

„Przed atakiem było to najczęściej odwiedzane miejsce turystyczne w Maribie”, które każdego dnia odwiedzało 40-60 osób, powiedział AFP, ściskając przestarzały karabin.

Infrastruktura hotelowa poza dużymi miastami prawie nie istnieje, co wyklucza masową turystykę w Jemenie, pomimo jego niesamowitego bogactwa archeologicznego.

<

O autorze

Lindę Hohnholz

Redaktor naczelny ds eTurboNews z siedzibą w siedzibie eTN.

Dzielić się z...